Siedzę wieczorem z dziećmi na parterze ich piętrowego łóżka. Idziemy spać. Piszę „idziemy”, bo wiadomo, że to się tak właśnie skończy. Zasnę razem z nimi. Ale zanim zgaszę światło, zanim puszczę audiobook, czytamy. Każdy przynosi swoją wybraną książkę. Najpierw czytam książkę syna, bo on pierwszy zasypia. Potem zabieramy się za poważne lektury mojej prawie pięciolatki. Czytamy drugi raz z rzędu tę samą powieść. Dużo stron, dużo rozdziałów, dużo się dzieje. Czytam ją z najwyższą przyjemnością z kilku powodów. Po pierwsze jest to moja ukochana książka dzieciństwa i jedna z dwóch w życiu, które przeczytałam dwukrotnie. Druga z nich to Iliada Homera. Po drugie jest ciekawa i dobrze napisana. Po trzecie to klasyka. Po czwarte wpisuje się w moją myśl o dzieciństwie.
Mogłabym kupić audiobook, córka pewnie słuchałaby go do zdarcia. Nauczyłaby się obszernych fragmentów na pamięć, tak jak innych książek. Ale nie robię tego, bo czuję, że straciłybyśmy tę magię, którą wciąż widzę w tej książce. A poza tym jest jeszcze piąty powód, dla którego ją czytam chętnie, na głos. Ćwiczę sobie na niej prawidłowy akcent wyrazowy, pozorne wyjątki od polskiego akcentu na przedostatnią sylabę. Co to za wyjątki i która to książka, za chwilę opowiem. A może odgadniesz to samodzielnie?
Słowo o samym akcencie i wyjątkach
O tym, że takie zjawisko występuje w polszczyźnie, zapewne większość z Was słyszała. Nie jest to nic szczególnego, akcent bowiem występuje w ogóle w językach świata, w każdym odrobinę inaczej rozwinięty.
O tym, jaki mamy ten akcent w naszym języku, jakie są od tego wyjątki i dlaczego znów ich tak dużo, pisać można by długo. Ja jednak nie o tym, dlatego zarysuję tylko, jak się sprawy mają.
Akcent pada na przedostatnią sylabę, czyli: rysuję, napisałam, pojadę, obrazki, lody. Wyjątków jest dość sporo, a wśród nich takie jak:
- akcent pada na ostatnią sylabę (eksmąż, wiceszef);
- akcent pada na przedprzedostatnią sylabę (napisałyśmy, poszliśmy, muzyka);
- akcent pada na czwartą sylabę od końca (napisałybyśmy).
Przyjmuje się jednak, że w języku polskim akcent mamy stały i mimo tych wyjątków, jestem w stanie to udowodnić. Muzyka: pochodzenie i akcent łaciński. Eksmąż: przedrostek eks- obcy, niezintegrowany jeszcze do końca w systemie fonetycznym, traktowany jak zaimek, choć już pisany łącznie. Zwróćcie jednak uwagę na te przykłady: napisałabym i napisałybyśmy. W jednym akcent proparoksytoniczny (na trzecią sylabę od końca), w drugim na czwartą sylabę od końca. A tak naprawdę… spójrzcie: to ta sama sylaba. Ta sama zresztą, co w regularnie akcentowanym na przedostatnia sylabę napisałam. Za każdym razem akcentujemy –sa-. Wszystko staje się jasne, gdy rozbierzemy sobie te wyrazy na części:
napisa-ły
napisa-ły-śmy
napisa-ły-by-śmy
Kiedyś te formy wyglądały zupełnie inaczej, formanty tworzące czas przeszły, i od niego tryb przypuszczający, pisane były oddzielnie – i szło to ramię w ramię z tworzeniem zestrojów akcentowych.
Wiem o tym od bardzo dawna, a jednak nigdy nie wystarczyło mi dość uporu, by to w sobie przepracować i wyrobić nawyk poprawnego akcentowania. Pracowałam nad wieloma tematami. Aby mówić [wyłonczać] zamiast [wyłanczać]. Aby prosić o [te], a nie [tą] butelkę wody, aby akcentować [fizyka] zamiast [fizyka] i wiele innych. Natomiast formy czasowników w czasie przeszłym, liczbie mnogiej (pierwszej lub drugiej osoby), jak i tryb przypuszczający zdarzają się zbyt rzadko w codziennej mowie, aby można sobie na nich ćwiczyć nawyki poprawnego akcentowania. Chyba że sięgnie się po książkę naszpikowaną tymi formami i w dodatku będzie się ją codziennie odczytywało na głos. Masz już podejrzenia co do tytułu?
Po co nam akcent?
Zanim tytuł książki ostatecznie zdradzę, opowiem jeszcze, po co jest akcent i czy to rzeczywiście takie ważne. Oraz o tym, jak moja córka odkryła nową funkcję polskiego akcentu, której zaprzeczają wszelkie językoznawcze publikacje.
Dzięki akcentowi, a zwłaszcza tej jego cesze, że mimo wyjątków, uznaje się go za stały, wiemy:
- ile w wypowiedzi było wyrazów (funkcja kulminacyjna), łatwo bowiem sobie obliczyć, że jeden akcent to jeden wyraz;
- w którym miejscu te wyrazy się kończą, a gdzie zaczynają (funkcja delimitacyjna) – skoro zawsze pada w tym samym miejscu, to łatwo to przewidzieć.
Czy to ważne? Szalenie, choć jest to dla nas naturalne, że absolutnie nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Podczas studiów wykładowczyni od fonetyki opowiadała, jak w czasie swoich studiów pojechała na stypendium do Pragi (obok polonistyki studiowała także bohemistykę) i mimo dobrej znajomości języka czeskiego, przez pierwsze kilka tygodni nie mogła się połapać, co do niej się mówi. Dlaczego? Dlatego że w czeskim akcent pada na pierwszą sylabę od końca. Zmienia się cały układ, rytm, melodia. Głowa oczekuje że wyraz skończy się po akcencie, a on się właśnie zaczął. To tak jakby zacząć pisać i wstawiać spacje w innych miejscach.
Czyrozumie ciecojate razchciała bymdowasna pisać? Chwi lętopo trwaza nimsięprze stawiciena nowysys tem.
Czy akcentowanie wspomnianych wyżej form na trzecią lub czwartą sylabę od końca też ma takie znaczenie? Nie. Nie zmienia znaczenia, nie dekoncentruje, nie wprowadza zamętu, o jakim pisałam. Ale jest poprawne (co mnie samo w sobie wystarcza, ale Wam nie musi — i to jest OK), eleganckie i zaskakuje.
Akcent może mieć także inne zadanie. Na przykład w języku rosyjskim akcent jest ruchomy, a więc nie pełni funkcji delimitacyjnej, a jedynie kulminacyjną (nie dowiemy się, kiedy się kończą wyrazy, ale wiadomo będzie, ile ich było). Zmienia się w zależności od przypadków, liczby itd. (warto w tym miejscu docenić stałość akcentu polskiego). Są także sytuacje, że akcent zmienia znaczenie, ze słynnym pisaniem i sikaniem na czele:
pisat’ – sikać
pisat’ – pisać
Jak czterolatka odkryła nową funkcję polskiego akcentu
Przyjmuje się, że polski akcent nie zmienia znaczenia. Tymczasem już czterolatek potrafi udowodnić, że językoznawcy są w błędzie i nie przebrnęli przez cały korpus możliwości. Oto cała podana wiedza o akcentowaniu połączy się w jednej krótkiej jesiennej opowieści.

Idziemy przez osiedle, akurat jest ten jeden tydzień jesieni, kiedy nagle wszystkie liście z drzew uznają, że właśnie teraz należy opaść. Na chodnikach leżą ich sterty, a panie z obsługi zieleni nie nadążają pakować tego w worki i wywozić. Syn, trzylatek w fazie „wiem, ale i tak się zapytam”, pyta:
— Co ta pani robi?
— Grabi liście.
Czterolatka zajęta czym innym (nie widziała sytuacji, nie była w kontekście, usłyszała tylko moją odpowiedź):
— Grabiliśmy?
W ten sposób odkryliśmy, jak akcent polski może w przynajmniej jednym przypadku pełnić funkcję dystynktywną, to jest stanowić o znaczeniu wypowiedzi.
grabiliście – grabiliście – grabi liście
To wszystko z lekkim przymrużeniem oka i sporym uproszczeniem. W warunkach idealnych do pomyłki by nie doszło, a że akcentujemy byle jak, to można i o to nietrudno pomylić „(pani) grabi liście” z „(wy) grabiliście”.
Wracam do wieczornych seansów z ćwiczącą akcent książką. Czytamy ją, jak pisałam, drugi raz z rzędu. Jestem na takim etapie wyrabiania nawyku, że bez problemu wysłuchuję te miejsca w codziennej mowie. Słyszę, że niemal nikt dobrze nie akcentuje. Słyszę, że radę dają tylko dobrzy aktorzy czytający audiobooki. Słyszę pauzę w swoich wypowiedziach, mikropauzę na zastanowienie i dobre zaakcentowanie. Jestem o krok od automatyzacji.
Książka, bez której na pewno by się to nie udało, to Dzieci z Bullerbyn.
Narracja pierwszoosobowa, ale narratorka, Lisa, najczęściej opowiada przygody wszystkich dzieci ze swojej osady:
Włożyłyśmy więc zęby Agdy do pudełka od cygar i schowałyśmy je tam, gdzie było przedtem. Potem wyszłyśmy zobaczyć, co też robią chłopcy. Grali na drodze w kulki. Usiadłyśmy przy drodze i przyglądałyśmy się.
Astrid Lindgren, Dzieci z Bullerbyn, Warszawa 2016, s. 232.
Mam nadzieję, że przy lekturze Dzieci z Bullerbyn, gdy będziecie ją kiedyś czytać swoim dzieciom (a będziecie), zagrają w Waszych głowach poprawne akcenty i podejmiecie wyzwanie, by nauczyć się poprawnej wymowy. Po co? Dla samej gry ze sobą w odrobinę doskonalenia. Nic ponadto.